5/29/2013

ROZMOWA Z PROFESOREM JAROSŁAWEM KOZŁOWSKIM, ARTYSTĄ,

Część druga

A. H.

Porozmawiajmy teraz o Twojej sztuce i poszukiwaniach.
Twoje prace wywołują spore emocje. Ostatnio mogłam się sama po raz kolejny o tym przekonać będąc świadkiem Twojej prezentacji noszącej tytuł "CONTINUUM".
Czy na przestrzeni kolejnych lat, kolejnych prezentacji, zmienia się odbiór tej pracy?

J. K.

Stopień intensywności tego działania rysunkowego narzuca pewien standard bycia w przestrzeni, w której to się odbywa i nawet, jeśli na początku czuję na plecach szum, czy zniecierpliwienie, to z upływem czasu on ustaje.
Raz zdarzyło się, że tablica schła pięćdziesiąt minut i to było stanowczo za długo. Wówczas istotnie czułem wszystko, co było niedobre, a w pomieszczeniu panowała wysoka wilgotność, która opóźniała wyschnięcie tablicy.
To neutralizowało napięcie...A ono jest potrzebne.

A. H.

Jest to praca dotykająca niezwykle istotnego dla człowieka zagadnienia, CZASU.
Czegoś bardzo nam bliskiego a zarazem ulotnego i trudnego do ogarnięcia. Działamy, żyjemy w nim, ale czy istotnie nad nim panujemy?
Prezentujesz "CONTINUUM" w...czasie, ale i na przestrzeni lat i za każdym razem wszystko ULEGA ZMIANIE!

J. K.

Tak, zmienia się za każdym razem, bo są inne przestrzenie, a przestrzeń jest tu bardzo ważna. Chociażby akustyka. Zmieniają się ludzie, którzy przychodzą, ale także zmieniam się ja.
Ten proces, który jest fizycznie bardzo angażujący, też wpływa na mnie. Jakkolwiek w pewnym momencie ja zapominam o tym wszystkim i jest to chwila bardzo intensywnego skupienia, oddania temu procesowi, że nawet wiek przestaje odgrywać rolę i wszelkie fizyczne ograniczenia stają się drugorzędne.
Dwa lata temu, przed operacją kręgosłupa wykonałem trzy takie działania, które skutkowały naprawdę silnym bólem i dyskomfortem, natomiast w trakcie "CONTINUUM" nie było tego odczucia ze względu właśnie na intensywność tego działania.



(fot.A.Hyjek)


"...jest to chwila bardzo intensywnego skupienia, oddania temu procesowi, że nawet wiek przestaje odgrywać rolę  i wszelkie fizyczne ograniczenia stają się drugorzędne"
(fot.A.Hyjek)

(fot.A.Hyjek)


(fot.A.Hyjek)




(fotografie pochodzą z pokazu kolejnego "CONTINUUM",
który odbył się w ramach cyklu spotkań,
"Teraz Rysunek" na poznańskim Uniwersytecie
Artystycznym, 12.03.2013 roku, fot. A.H.)



A. H.

Zupełnie inny charakter prezentują prace, w które angażujesz przedmioty codziennego użytku, które wydają się bardziej... materialne, które mają za sobą jakąś historię.
Skąd wynika ów kontrast między ulotnością, emocjonalnością i intelektualnym charakterem "CONTINUUM", a pewną przyziemnością i bardzo konkretnym charakterem prac, w których pojawiają się przedmioty w różnych układach?

J. K.

Ja w mojej działalności artystycznej bardzo często zmieniałem języki.
Ich wybór wynika z tego, jakie pytanie zadaję, co chcę powiedzieć i reguły gry są inicjowane zawsze od zera.
Natomiast w czasie lat siedemdziesiątych, bardzo często operowałem słowami, pojęciami, rysunkiem, który jest bardzo zbliżony do myślenia, formułowania słów, zdań.
Ale w którymś momencie stwierdziłem, że analogiczną funkcję pełnią też przedmioty,
że one też są znakami, jak znaki językowe i one też budują zdania.
Nawet mówią tak samo, tylko bardziej fizycznie i są łatwiejsze w percepcji ze względu na to, że my je znamy, chociaż znamy je z innych kontekstów.
Gdy pojawiają się w galerii, w miejscu sztuki, wnoszą do tej przestrzeni własną pamięć funkcji, użycia ich i potrafimy je rozpoznawać.
Konfiguracja przedmiotów, przestrzeń między nimi, związki znaczeniowe, które się tworzą między nimi budują analogiczną sytuację jaka wynika z napisanych obok siebie wyrazów. Powstają zdania.
Także dla mnie nie ma szczególnej dystynkcji między użyciem bardzo abstrakcyjnych pojęć, a bardzo trywialnych przedmiotów.
Bo jedne i drugie można użyć w taki sposób,
że mówią...

A. H.

Tym bardziej, że wszystko to funkcjonuje w obrębie naszego życia...

J. K.

I świadomości, i wyobraźni...

A. H.

Jeszcze inny punkt widzenia prezentujesz w jednej z moich ulubionych prac Twojego autorstwa.
Mam na myśli pokazaną m.innymi w Galerii TAPKO,
instalację przestrzenną " Sharp Objects". Łączysz w niej język intelektualny z tym, który kreują przedmioty i ich transformacja...To mocna sprawa.

J. K.

To było jedno z pierwszych doświadczeń z przedmiotami. To szczególna praca, do której przywiązuję wagę właśnie dlatego, że ona realizowała to, o czym mówiłem.
Przedmioty pochodziły ze sklepu "Armii Zbawienia", zdegradowane, wyrzucone z mieszkań, przeznaczone dla najbiedniejszych. Ale przedmioty, które równocześnie posiadają swoją własną pamięć, zużyte i porzucone.

To co było dla mnie ważne, to przywrócenie im godności, ale aby spełniły ten postulat, musiały zaprzeczyć same sobie i dotychczasowej funkcjonalności.
Przestały być użyteczne poprzez dodanie każdemu z nich ostrza kosy...
Ostrze przytwierdzone do przedmiotu uniemożliwiało dalsze używanie go zgodnie z naszym przyzwyczajeniem; na krześle, z którego wystaje kosa nie można usiąść, na łóżku nie można się położyć...
Zatem to praca mówiąca o zapomnianej, czy odebranej godności, a przywróconej tożsamości.
Przedmiot, na który patrzymy stracił kompletnie swą funkcję użytkową, a przez nas był traktowany wyłącznie jako przedmiot użytkowy...

"Sharp Objects"  Galeria TAPKO,
 

A. H.

Działasz na całym niemal świecie i jako Artysta i jako Wykładowca. Wśród wielu miejsc, w których pracowałeś, pojawia się niezwykle intrygujący epizod...afrykański.
Czy zauważyłeś różnicę w postawie, gotowości do podejmowania wspólnych działań artystycznych, zadawania pytań, szukania odpowiedzi wśród studentów tam i tu?

J. K.

Ten afrykański epizod był szczególny ponieważ ja się równie dużo nauczyłem od nich,
jak oni ode mnie. Prowadziłem warsztaty w Afryce dwukrotnie.
To w żaden sposób nie było egzotyczne, w żaden sposób.
Uczyłem w Lusace, w Zambii, gdzie nie ma Akademii.
Uczestnicy warsztatów nie byli edukowani artystycznie, to byli auto dydaktycy.
Osoby o dużej wrażliwości wizualnej, zanurzone w dodatku, w pewnych konwencjach sztuki o charakterze postkolonialnym, to znaczy w projekcjach wynikających
ze świadomości białego człowieka, coś co nazwałbym afrykańskim postimpresjonizmem, ale na użytek mieszczańskich gustów.
Gusty te spełniały specyficzne kryterium; jak sobie wyobraża afrykańską sztukę biały człowiek.
Trzeba było to wszystko "wyrzucić" i zacząć od początku. Od tego np., że uderzenie bębna ma znaczenie. I od tego właśnie zaczęliśmy. Od rytmu. Od dźwięku i przełożenia na znak rysunkowy tego, co jest sygnałem dźwiękowym.

A. K.

A przy tym sygnałem pierwotnym...

J. K.

...i głęboko zakorzenionym w tamtejszej kulturze.
Wszystko to fantastycznie zaowocowało. Myśmy się nie tylko zaprzyjaźnili.
Spędzaliśmy razem dwanaście godzin dziennie i rezultat tych doświadczeń, z mojej perspektywy był dla nich fascynujący, bo wszyscy niezwykle głęboko angażowali się w pracę,
Przeskakiwali wszystkie etapy historii sztuki, które nam zabrały wieki. Oni to zrobili w sposób naturalny i zgodny z ich kulturą i osobowościami.
Kontakt głęboki na płaszczyźnie rytmu i ruchu, dźwięku, który jest tam szalenie istotny; dźwięk jest wyrazem znaczeń, a nie tylko melodią. Jest rozmową...

A. H.

...i formą wypowiedzi.

J. K.

Tak! I poprzez ten rodzaj doświadczeń zrealizowaliśmy to co było najistotniejsze.
Nie wiem, czy istnieje kategoryczna różnica między różnymi obszarami świata.
Są oczywiście różne punkty odniesienia, różne korzenie. Ale w którymś momencie one zawsze się spotykają.
Bo przecież chodzi o działanie w obszarze czegoś, co jest bezużyteczne w sensie praktycznym, ale niezwykle użyteczne w sensie rozwoju osobowości i świadomości.

A. H.

Wróćmy do Poznania...
Czy w konsekwencji niepokojących zjawisk w edukacji artystycznej, o których mówiliśmy wcześniej, nie ma coraz mniej odbiorców sztuki współczesnej? Odbiorców otwartych, wrażliwych i potrafiących rozróżniać zjawiska w sztuce od...tandety w...tym. co sztuką nie jest?
Poznań stał się miastem biznesu i... innych działań.
Ferment twórczy wolny, właściwie nie istnieje. A pole sztuki ma - mam wrażenie - tendencję do kurczenia się albo wręcz zanikania.
Wystarczy rozejrzeć się po nawet nie wielkich ośrodkach w innych częściach Polski, nie mówiąc o innych krajach, a kondycja Poznania w tym zakresie jest...a właściwie jej nie ma.

J. K.

Poznań jest miastem trudnym.
Wszelkie potrzeby artystyczne spełniają się w muzyce i zinteresowaniach muzycznych.
Ale przede wszystkim w...sporcie.

To jest kalectwem tego miasta i jego władz, które podtrzymują ten rodzaj zawężonego zainteresowania światem.
Ja nie twierdzę, że sztuka jest lepsza od sportu.
Są ludzie, którzy potrzebują meczu i są ludzie, którzy potrzebują galerii.

A. H.

Są też tacy, którzy potrzebują tego i tego, albo możliwości wyboru...

J. K.

Jedni i drudzy powinni mieć świadomość dlaczego wybierają jedno, a nie drugie.
I tej świadomości nie ma, niestety.
Po pierwsze edukacja artystyczna w Polsce (to nie jest tylko poznański problem),  jest żadna de facto.
Wczoraj wróciłem z Londynu, gdzie byłem w kilku galeriach, które są pełne ludzi!
W Polsce nie da się takiej sytuacji zaobserwować, aby galeria pękała w szwach od zainteresowanych sztuką ludzi.
Nie mamy też takich miejsc za dużo.
Był świetny projekt zbudowania w Poznaniu MUZEUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ,
na terenie parku Starego Browaru, czy pod terenem parku.
Projekt był fantastycznym wyzwaniem, które mogłoby zmienić tę sytuację.
Bo Muzeum Narodowe, to zupełnie odrębna instytucja.
Ale potrzebne jest muzeum sztuki współczesnej i kontaktu z tą sztuką, bo ona wzbudza najwięcej kontrowersji i spotyka się z najmniejszym zrozumieniem.
No i była ta okazja ale została zaprzepaszczona mimo dobrej woli i gotowości do konkretnych działań w kierunku jej realizacji...

A. K.

Zaprzepaszczona świetna inicjatywa Pani Grażyny Kulczyk. Pomysł, którego realizacja mogła stać się jednym z najważniejszych punktów na mapie kulturalnej, artystycznej Europy i miasta, nobilitującym je w wyjątkowy sposób...

J. K. 

Zaprzepaszczona mimo pełnej gotowości. I to świadczy o kompetencjach władz Poznania.

A. H.

I świadczy o jakimś ubóstwie świadomości...

J. K.

...I ubóstwie intelektualnym tych władz.

A. H.

Dla mnie to jest tym bardziej niezrozumiałe, że ignorancja w tym względzie skazała miasto na kolejny stopień degradacji kulturalnej. Muzeum to mogło stać się elementem nakręcającym i wspomagającym ten ubogi system edukacji o wartości nie do przecenienia.
A przecież nie da się zaprzeczyć znaczeniu sztuki współczesnej, której język staje się na całym świecie językiem dominującym...

J. K. 

Ale właśnie do tego potrzebne są miejsca, w których to się może spełnić, a my nie mamy żadnych miejsc poza tymi nielicznymi, jak np. Galeria Art Station, w Starym Browarze, czy kilku zaledwie, które funkcjonują ze środkami ledwie starczającymi na zachowanie aktywności.

A przecież powstał z okazji Euro stadion, który kosztował prawie miliard złotych, w każdym razie.
W tym czasie w Krakowie zbudowano Muzeum Sztuki Współczesnej "MOCAK", znakomite muzeum, które można porównać do najlepszych w Europie, i które kosztowało...75 milionów złotych...A więc za jeden poznański stadion można było zbudować co najmniej dziesięć takich muzeów.

A. H.

Równocześnie za ułamek nieistotny dla takiej kwoty, można było utrzymać to muzeum, które mogło powstać.

J. K.

I które już było zaprojektowane. Wszystko rozbiło się o kwestię łożenia przez miasto na utrzymanie działalności tego muzeum.
Natomiast wszystko już było sformułowane. Gotowe do realizacji.
I zaprzepaszczenie tego jest i skandaliczne, i żałosne.

A. H.

Zmierzając powolutku do końca naszej rozmowy...
Twoja tak wszechstronna działalność przynosi zapewne także wiele radości i satysfakcji...

J. K.

To naturalne, kiedy można robić to co się lubi. Tak, to sprawia przyjemność.

A. H.

Pasje?

J.K.

Muzyka, szczególnie jazz. Książki, ale wszystko to jest komplementarne wobec sztuki.

A. H.

Plany?

J. K.

Planów jest zawsze bardzo dużo tyle, że czasu zawsze brak. Nie można nadążyć za mijającym czasem...

A. H.

Czym dla Ciebie wobec tego jest czas?

J. K.

Ja cały czas walczę z...czasem. Podejmuję próby prześcignięcia czasu, ale one się nigdy nie udają, a poprzez wiele prac, które krążą wokół problemu czasu i różnych jego aspektów, nie uzyskuję odpowiedzi. Natomiast mnożą się nowe pytania...To motywuje.

A. H.

Może istotą życia właśnie jest zadawanie pytań?

J. K.

Odpowiedzi są zawsze krotochwilne, a zawsze rodzą i tak kolejne pytania. I ta ustawiczna generacja pytań jest naturą procesu życia.

A. H.

Najsmutniejszą więc może jest sytuacja, kiedy pytań wcale nie ma?

J. K.

To nie ma życia.

A. H.

Ale takich przypadków jest coraz więcej wokół nas...

J. K.

Czasami mam dziwne poczucie spotykając młodego człowieka, metrycznie trzy, albo trzy i pół raza młodszego ode mnie, który...jest starszy ode mnie.
Bo nie ma w nim ciekawości ani energii poznawczej, która jest motorem i optymizmem życia.

A. H.

Myślę, że to świetna pointa dla naszej rozmowy:
"ciekawość i energia poznawcza, są motorem i optymizmem życia"

Dziękuję Ci za rozmowę i tę ważną myśl.

J. K.

Dziękuję.


....................................................................................................................................