9/16/2013

Sonata romantyczności - Caspar David Friedrich




" W naturze wszystko dokonuje się poza czasem możliwym do uchwycenia chronometrem.
Tu, jak we śnie, czasem rządzą poza rozumowe reguły.
Nie można ściśle określić tego, co dzieje się pomiędzy zaśnięciem, a przebudzeniem, między wychodzeniem z nicości a powrotem do niej..."


Malarstwo niemieckie XIX wieku w większości przeniknięte jest ideą głębokiej jedności natury i ludzkiego ducha.



Ujawnia się jednak również ideologia artystyczna obciążona wątpliwej konieczności balastem myślenia  o historii i rzeczywistości w kategoriach patriotycznego obowiązku artysty.

Takie okoliczności preparowały twórcę - interpretatora rozgrywających się wydarzeń. 

Istniała też sztuka tzw. oficjalna, która była transporterem barokowych doświadczeń.
Jej funkcja polegała na heroizacji i dokumentatorstwie, odzwierciedlała ruchy 
społeczno - polityczne. Było to jak zwykle w takich przypadkach, odbiciem działalności panujących władców, rządów.

Ale pomiędzy tymi dwoma, pojawiło się malarstwo powstałe w wyniku 
"Konkursów Weimarskich".
W tym kręgu zaznaczyły się tematy komentujące raczej postawy ludzkie wobec życia, dziejów i przyrody.

Filozoficzna koncepcja wyrażająca się w intymnej i dyskretnej wizji świata i sposobie życia.
To jakby wzbogacony o głębię i prawdę - inny strumień tej samej wody.
ISTOTA JEGO SKUPIAŁA SIĘ WOKÓŁ DOKONUJĄCEJ SIĘ WŁAŚNIE PRZYRODY, 
A WESPÓŁ Z NIĄ LOSU CZŁOWIECZEGO; 
w skrytości przed widzem, który tu może tylko czytać 
z pochylenia ramion, czystej tablicy pleców...


 I darmo szukać by w tej twórczości zgiełku historycznych
przełomów w duchu narodu.
 
Historia dlań działa się w zgodzie z ruchem wskazówek zegara przyrody i jej praw, które coraz częściej z woli beztroskiego człowieka przestają być i jego prawami...

Tu krajobrazy ani saskie, ani niemieckie stają się esencją WSZECH KRAJOBRAZU, jako kreacji natury.




DYSKRECJA MISTRZA FANTASMAGORII


               



Prorocze sny i przekonanie, że coś już kiedyś się zdarzyło, przeczucia ale i piękno świata natury postrzeganego czysto i z zadziwieniem, z zachwytem i pokorą.
To aura towarzysząca malarstwu CASPARA DAVIDA FRIEDRICHA, który urodził się na Pomorzu, a studia ukończył w Akademii kopenhaskiej.

Znał Goethego, zapomniano o nim na długo. Powrócił dopiero w drugiej połowie XX wieku za sprawą ówczesnego kustosza Luwru, Michela La Cotte.
Także i ja poznałam go tam, w Paryżu...

Przy ulicy Pave, w dzielnicy żydowskiej, w małym sklepiku z bibelotami leżała przepięknie wydana książeczka: "La pointure de la Caspar David Friedrich".
Nie kupiłam jej, ale duch zawartych w niej reprodukcji pozostał ze mną aż do dziś.
I choć ciało twórcy dawno obumarło, a malarstwo często i niesłusznie traktowane jest z pewnym pobłażaniem, dla mnie wciąż żyje jako MISTRZ ROMANTYCZNOŚCI, odrodzony w smutku i niepokoju tkając dalej nić żywota.

 
We friedrichowskim sposobie patrzenia i zachowania intymności - postać człowieka, drobna, wtopiona w grę świateł jest uosobieniem tego, co powoli lecz nieuchronnie tracimy w aroganckiej rzeczywistości dnia dzisiejszego; myśli i refleksji umykających w czasoprzestrzenie o zmierzchu, o świcie, nocą, w przerwie na ...lunch.

Friedrich był raczej poetą formy i treści aniżeli rasowym malarzem.
Urok jego obrazów nie jest jednak literacką fabułą czy bezładnym następstwem metafor, przenośni i rzeczywistości w sieci poetyckich wizji.
Ciągłość muzyczna w ciszy jest ciągłością skrywanej lub jawnej romantyczności. 
Friedrich koncentrował ją w soczewkach miłości do rzeczywistego, nie wykoślawionego drwiną piękna.
Przepuszczał przez pryzmat fantazji i bogatej osobowości wszelkie informacje i schwytane 
na ...gorącym uczynku nostalgie.

                             

Jego twórczość absorbuje ciszę, a moje słowa o nim i jego sztuce przenoszą kolejne zachody i wschody słońca dla wszystkich wtajemniczonych w krąg...romantyczności.Ona z kolei jest prawem do subiektywnych uczuć.
Dlatego on nie ujawnia i nie gwałci intymności portretami.Jego wiara w człowieka jest wiarą w zdolność do wszechmiłości, w której...ISTNIEJĄ RÓŻNE FORMY I STOPNIE ZAANGAŻOWANIA.

                                               


Ekranem zrozumienia jest cisza pleców oddzielających od brutalności i chłodu kpin.
Pejzaż, który witasz każdego ranka stojąc twarzą do słońca, jest wspólnym pasmem energii, a istnienie ich warunkuje nasza obecność.
I choćbyś nie chciał, właśnie te niepozorne rzeczy, są "miejscami", w których mają początek nasze codzienne zmagania.
Odwrócenie plecami, w tym wypadku nie ma w sobie nic z prostackiej ignorancji. Ono skupia jedynie energię i siłę na przeżycie kolejnego dnia. 

                                              

Codzienne zmagania prędzej czy później doprowadzają człowieka do krawędzi. 
Jest nią chwila, w której zmuszony jest się zatrzymać.
Czasem to śmierć lub choroba, ale często przebłysk myśli i pytanie, dokąd i po co tak pędzę i co daje mi tak na prawdę to co w trudzie, zapominając kim jestem, zdobywam?





Z czasem więc metaforycznie wszyscy spotkamy się "Na żaglowcu" wypatrując z nadzieją własnej Arkadii, Ziemi Obiecanej.
Ten obraz właśnie ("Na żaglowcu"), gdzie pierwszy plan szczegółowo opisuje postacie i ich kontekst, tworzy niezwykły kontrast z drugim, ale bardzo odległym planem.
Drugi plan; nowy, nieznany lub zapomniany ląd, symbol wieczności albo zapomnianej nadziei, do której wszyscy zmierzamy chcąc nie chcąc.
 
Spotykamy się "Na żaglowcu" w milczących postaciach kobiety i mężczyzny.

Romantyczność Friedricha jest jak nowa pieśń, nowa kompozycja z wariacjami na odwiecznie istniejące tematy życia i... człowieka 
w darowanym mu czasie.



Przyjacielu,

bądź zdrów. Tymczasem ja powracam znów twarzą do rzeczywistości.



Ko_Maria, wrzesień 2013 







5/29/2013

ROZMOWA Z PROFESOREM JAROSŁAWEM KOZŁOWSKIM, ARTYSTĄ,

Część druga

A. H.

Porozmawiajmy teraz o Twojej sztuce i poszukiwaniach.
Twoje prace wywołują spore emocje. Ostatnio mogłam się sama po raz kolejny o tym przekonać będąc świadkiem Twojej prezentacji noszącej tytuł "CONTINUUM".
Czy na przestrzeni kolejnych lat, kolejnych prezentacji, zmienia się odbiór tej pracy?

J. K.

Stopień intensywności tego działania rysunkowego narzuca pewien standard bycia w przestrzeni, w której to się odbywa i nawet, jeśli na początku czuję na plecach szum, czy zniecierpliwienie, to z upływem czasu on ustaje.
Raz zdarzyło się, że tablica schła pięćdziesiąt minut i to było stanowczo za długo. Wówczas istotnie czułem wszystko, co było niedobre, a w pomieszczeniu panowała wysoka wilgotność, która opóźniała wyschnięcie tablicy.
To neutralizowało napięcie...A ono jest potrzebne.

A. H.

Jest to praca dotykająca niezwykle istotnego dla człowieka zagadnienia, CZASU.
Czegoś bardzo nam bliskiego a zarazem ulotnego i trudnego do ogarnięcia. Działamy, żyjemy w nim, ale czy istotnie nad nim panujemy?
Prezentujesz "CONTINUUM" w...czasie, ale i na przestrzeni lat i za każdym razem wszystko ULEGA ZMIANIE!

J. K.

Tak, zmienia się za każdym razem, bo są inne przestrzenie, a przestrzeń jest tu bardzo ważna. Chociażby akustyka. Zmieniają się ludzie, którzy przychodzą, ale także zmieniam się ja.
Ten proces, który jest fizycznie bardzo angażujący, też wpływa na mnie. Jakkolwiek w pewnym momencie ja zapominam o tym wszystkim i jest to chwila bardzo intensywnego skupienia, oddania temu procesowi, że nawet wiek przestaje odgrywać rolę i wszelkie fizyczne ograniczenia stają się drugorzędne.
Dwa lata temu, przed operacją kręgosłupa wykonałem trzy takie działania, które skutkowały naprawdę silnym bólem i dyskomfortem, natomiast w trakcie "CONTINUUM" nie było tego odczucia ze względu właśnie na intensywność tego działania.



(fot.A.Hyjek)


"...jest to chwila bardzo intensywnego skupienia, oddania temu procesowi, że nawet wiek przestaje odgrywać rolę  i wszelkie fizyczne ograniczenia stają się drugorzędne"
(fot.A.Hyjek)

(fot.A.Hyjek)


(fot.A.Hyjek)




(fotografie pochodzą z pokazu kolejnego "CONTINUUM",
który odbył się w ramach cyklu spotkań,
"Teraz Rysunek" na poznańskim Uniwersytecie
Artystycznym, 12.03.2013 roku, fot. A.H.)



A. H.

Zupełnie inny charakter prezentują prace, w które angażujesz przedmioty codziennego użytku, które wydają się bardziej... materialne, które mają za sobą jakąś historię.
Skąd wynika ów kontrast między ulotnością, emocjonalnością i intelektualnym charakterem "CONTINUUM", a pewną przyziemnością i bardzo konkretnym charakterem prac, w których pojawiają się przedmioty w różnych układach?

J. K.

Ja w mojej działalności artystycznej bardzo często zmieniałem języki.
Ich wybór wynika z tego, jakie pytanie zadaję, co chcę powiedzieć i reguły gry są inicjowane zawsze od zera.
Natomiast w czasie lat siedemdziesiątych, bardzo często operowałem słowami, pojęciami, rysunkiem, który jest bardzo zbliżony do myślenia, formułowania słów, zdań.
Ale w którymś momencie stwierdziłem, że analogiczną funkcję pełnią też przedmioty,
że one też są znakami, jak znaki językowe i one też budują zdania.
Nawet mówią tak samo, tylko bardziej fizycznie i są łatwiejsze w percepcji ze względu na to, że my je znamy, chociaż znamy je z innych kontekstów.
Gdy pojawiają się w galerii, w miejscu sztuki, wnoszą do tej przestrzeni własną pamięć funkcji, użycia ich i potrafimy je rozpoznawać.
Konfiguracja przedmiotów, przestrzeń między nimi, związki znaczeniowe, które się tworzą między nimi budują analogiczną sytuację jaka wynika z napisanych obok siebie wyrazów. Powstają zdania.
Także dla mnie nie ma szczególnej dystynkcji między użyciem bardzo abstrakcyjnych pojęć, a bardzo trywialnych przedmiotów.
Bo jedne i drugie można użyć w taki sposób,
że mówią...

A. H.

Tym bardziej, że wszystko to funkcjonuje w obrębie naszego życia...

J. K.

I świadomości, i wyobraźni...

A. H.

Jeszcze inny punkt widzenia prezentujesz w jednej z moich ulubionych prac Twojego autorstwa.
Mam na myśli pokazaną m.innymi w Galerii TAPKO,
instalację przestrzenną " Sharp Objects". Łączysz w niej język intelektualny z tym, który kreują przedmioty i ich transformacja...To mocna sprawa.

J. K.

To było jedno z pierwszych doświadczeń z przedmiotami. To szczególna praca, do której przywiązuję wagę właśnie dlatego, że ona realizowała to, o czym mówiłem.
Przedmioty pochodziły ze sklepu "Armii Zbawienia", zdegradowane, wyrzucone z mieszkań, przeznaczone dla najbiedniejszych. Ale przedmioty, które równocześnie posiadają swoją własną pamięć, zużyte i porzucone.

To co było dla mnie ważne, to przywrócenie im godności, ale aby spełniły ten postulat, musiały zaprzeczyć same sobie i dotychczasowej funkcjonalności.
Przestały być użyteczne poprzez dodanie każdemu z nich ostrza kosy...
Ostrze przytwierdzone do przedmiotu uniemożliwiało dalsze używanie go zgodnie z naszym przyzwyczajeniem; na krześle, z którego wystaje kosa nie można usiąść, na łóżku nie można się położyć...
Zatem to praca mówiąca o zapomnianej, czy odebranej godności, a przywróconej tożsamości.
Przedmiot, na który patrzymy stracił kompletnie swą funkcję użytkową, a przez nas był traktowany wyłącznie jako przedmiot użytkowy...

"Sharp Objects"  Galeria TAPKO,
 

A. H.

Działasz na całym niemal świecie i jako Artysta i jako Wykładowca. Wśród wielu miejsc, w których pracowałeś, pojawia się niezwykle intrygujący epizod...afrykański.
Czy zauważyłeś różnicę w postawie, gotowości do podejmowania wspólnych działań artystycznych, zadawania pytań, szukania odpowiedzi wśród studentów tam i tu?

J. K.

Ten afrykański epizod był szczególny ponieważ ja się równie dużo nauczyłem od nich,
jak oni ode mnie. Prowadziłem warsztaty w Afryce dwukrotnie.
To w żaden sposób nie było egzotyczne, w żaden sposób.
Uczyłem w Lusace, w Zambii, gdzie nie ma Akademii.
Uczestnicy warsztatów nie byli edukowani artystycznie, to byli auto dydaktycy.
Osoby o dużej wrażliwości wizualnej, zanurzone w dodatku, w pewnych konwencjach sztuki o charakterze postkolonialnym, to znaczy w projekcjach wynikających
ze świadomości białego człowieka, coś co nazwałbym afrykańskim postimpresjonizmem, ale na użytek mieszczańskich gustów.
Gusty te spełniały specyficzne kryterium; jak sobie wyobraża afrykańską sztukę biały człowiek.
Trzeba było to wszystko "wyrzucić" i zacząć od początku. Od tego np., że uderzenie bębna ma znaczenie. I od tego właśnie zaczęliśmy. Od rytmu. Od dźwięku i przełożenia na znak rysunkowy tego, co jest sygnałem dźwiękowym.

A. K.

A przy tym sygnałem pierwotnym...

J. K.

...i głęboko zakorzenionym w tamtejszej kulturze.
Wszystko to fantastycznie zaowocowało. Myśmy się nie tylko zaprzyjaźnili.
Spędzaliśmy razem dwanaście godzin dziennie i rezultat tych doświadczeń, z mojej perspektywy był dla nich fascynujący, bo wszyscy niezwykle głęboko angażowali się w pracę,
Przeskakiwali wszystkie etapy historii sztuki, które nam zabrały wieki. Oni to zrobili w sposób naturalny i zgodny z ich kulturą i osobowościami.
Kontakt głęboki na płaszczyźnie rytmu i ruchu, dźwięku, który jest tam szalenie istotny; dźwięk jest wyrazem znaczeń, a nie tylko melodią. Jest rozmową...

A. H.

...i formą wypowiedzi.

J. K.

Tak! I poprzez ten rodzaj doświadczeń zrealizowaliśmy to co było najistotniejsze.
Nie wiem, czy istnieje kategoryczna różnica między różnymi obszarami świata.
Są oczywiście różne punkty odniesienia, różne korzenie. Ale w którymś momencie one zawsze się spotykają.
Bo przecież chodzi o działanie w obszarze czegoś, co jest bezużyteczne w sensie praktycznym, ale niezwykle użyteczne w sensie rozwoju osobowości i świadomości.

A. H.

Wróćmy do Poznania...
Czy w konsekwencji niepokojących zjawisk w edukacji artystycznej, o których mówiliśmy wcześniej, nie ma coraz mniej odbiorców sztuki współczesnej? Odbiorców otwartych, wrażliwych i potrafiących rozróżniać zjawiska w sztuce od...tandety w...tym. co sztuką nie jest?
Poznań stał się miastem biznesu i... innych działań.
Ferment twórczy wolny, właściwie nie istnieje. A pole sztuki ma - mam wrażenie - tendencję do kurczenia się albo wręcz zanikania.
Wystarczy rozejrzeć się po nawet nie wielkich ośrodkach w innych częściach Polski, nie mówiąc o innych krajach, a kondycja Poznania w tym zakresie jest...a właściwie jej nie ma.

J. K.

Poznań jest miastem trudnym.
Wszelkie potrzeby artystyczne spełniają się w muzyce i zinteresowaniach muzycznych.
Ale przede wszystkim w...sporcie.

To jest kalectwem tego miasta i jego władz, które podtrzymują ten rodzaj zawężonego zainteresowania światem.
Ja nie twierdzę, że sztuka jest lepsza od sportu.
Są ludzie, którzy potrzebują meczu i są ludzie, którzy potrzebują galerii.

A. H.

Są też tacy, którzy potrzebują tego i tego, albo możliwości wyboru...

J. K.

Jedni i drudzy powinni mieć świadomość dlaczego wybierają jedno, a nie drugie.
I tej świadomości nie ma, niestety.
Po pierwsze edukacja artystyczna w Polsce (to nie jest tylko poznański problem),  jest żadna de facto.
Wczoraj wróciłem z Londynu, gdzie byłem w kilku galeriach, które są pełne ludzi!
W Polsce nie da się takiej sytuacji zaobserwować, aby galeria pękała w szwach od zainteresowanych sztuką ludzi.
Nie mamy też takich miejsc za dużo.
Był świetny projekt zbudowania w Poznaniu MUZEUM SZTUKI WSPÓŁCZESNEJ,
na terenie parku Starego Browaru, czy pod terenem parku.
Projekt był fantastycznym wyzwaniem, które mogłoby zmienić tę sytuację.
Bo Muzeum Narodowe, to zupełnie odrębna instytucja.
Ale potrzebne jest muzeum sztuki współczesnej i kontaktu z tą sztuką, bo ona wzbudza najwięcej kontrowersji i spotyka się z najmniejszym zrozumieniem.
No i była ta okazja ale została zaprzepaszczona mimo dobrej woli i gotowości do konkretnych działań w kierunku jej realizacji...

A. K.

Zaprzepaszczona świetna inicjatywa Pani Grażyny Kulczyk. Pomysł, którego realizacja mogła stać się jednym z najważniejszych punktów na mapie kulturalnej, artystycznej Europy i miasta, nobilitującym je w wyjątkowy sposób...

J. K. 

Zaprzepaszczona mimo pełnej gotowości. I to świadczy o kompetencjach władz Poznania.

A. H.

I świadczy o jakimś ubóstwie świadomości...

J. K.

...I ubóstwie intelektualnym tych władz.

A. H.

Dla mnie to jest tym bardziej niezrozumiałe, że ignorancja w tym względzie skazała miasto na kolejny stopień degradacji kulturalnej. Muzeum to mogło stać się elementem nakręcającym i wspomagającym ten ubogi system edukacji o wartości nie do przecenienia.
A przecież nie da się zaprzeczyć znaczeniu sztuki współczesnej, której język staje się na całym świecie językiem dominującym...

J. K. 

Ale właśnie do tego potrzebne są miejsca, w których to się może spełnić, a my nie mamy żadnych miejsc poza tymi nielicznymi, jak np. Galeria Art Station, w Starym Browarze, czy kilku zaledwie, które funkcjonują ze środkami ledwie starczającymi na zachowanie aktywności.

A przecież powstał z okazji Euro stadion, który kosztował prawie miliard złotych, w każdym razie.
W tym czasie w Krakowie zbudowano Muzeum Sztuki Współczesnej "MOCAK", znakomite muzeum, które można porównać do najlepszych w Europie, i które kosztowało...75 milionów złotych...A więc za jeden poznański stadion można było zbudować co najmniej dziesięć takich muzeów.

A. H.

Równocześnie za ułamek nieistotny dla takiej kwoty, można było utrzymać to muzeum, które mogło powstać.

J. K.

I które już było zaprojektowane. Wszystko rozbiło się o kwestię łożenia przez miasto na utrzymanie działalności tego muzeum.
Natomiast wszystko już było sformułowane. Gotowe do realizacji.
I zaprzepaszczenie tego jest i skandaliczne, i żałosne.

A. H.

Zmierzając powolutku do końca naszej rozmowy...
Twoja tak wszechstronna działalność przynosi zapewne także wiele radości i satysfakcji...

J. K.

To naturalne, kiedy można robić to co się lubi. Tak, to sprawia przyjemność.

A. H.

Pasje?

J.K.

Muzyka, szczególnie jazz. Książki, ale wszystko to jest komplementarne wobec sztuki.

A. H.

Plany?

J. K.

Planów jest zawsze bardzo dużo tyle, że czasu zawsze brak. Nie można nadążyć za mijającym czasem...

A. H.

Czym dla Ciebie wobec tego jest czas?

J. K.

Ja cały czas walczę z...czasem. Podejmuję próby prześcignięcia czasu, ale one się nigdy nie udają, a poprzez wiele prac, które krążą wokół problemu czasu i różnych jego aspektów, nie uzyskuję odpowiedzi. Natomiast mnożą się nowe pytania...To motywuje.

A. H.

Może istotą życia właśnie jest zadawanie pytań?

J. K.

Odpowiedzi są zawsze krotochwilne, a zawsze rodzą i tak kolejne pytania. I ta ustawiczna generacja pytań jest naturą procesu życia.

A. H.

Najsmutniejszą więc może jest sytuacja, kiedy pytań wcale nie ma?

J. K.

To nie ma życia.

A. H.

Ale takich przypadków jest coraz więcej wokół nas...

J. K.

Czasami mam dziwne poczucie spotykając młodego człowieka, metrycznie trzy, albo trzy i pół raza młodszego ode mnie, który...jest starszy ode mnie.
Bo nie ma w nim ciekawości ani energii poznawczej, która jest motorem i optymizmem życia.

A. H.

Myślę, że to świetna pointa dla naszej rozmowy:
"ciekawość i energia poznawcza, są motorem i optymizmem życia"

Dziękuję Ci za rozmowę i tę ważną myśl.

J. K.

Dziękuję.


....................................................................................................................................

4/30/2013

Rozmowa z Profesorem Jarosławem Kozłowskim, Artystą

Spotykamy się w surowym wnętrzu pracowni " Kozła" jak nazywają go studenci od lat..., przy ulicy Solnej. Jest wiosenne, wczesne popołudnie.

A. H.
Jesteś człowiekiem niesamowicie wszechstronnym; masz na swoim koncie ogromny dorobek artystyczny, jesteś od lat profesorem, najpierw PWSSP, potem ASP, a obecnie Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu.
Wielokrotnie byłeś organizatorem wystaw w Polsce i poza jej granicami, założycielem poznańskich "Akumulatorów 2", kuratorem zbiorów w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku
Ujazdowskim...Mogłabym wymieniać długo.
Co Cię mobilizuje i napędza do tych wszystkich działań?

J. K.
To jest decyzja. Wydaje mi się, że wynika to z faktu, że postanowiłem działać w obszarze sztuki, która ma bardzo różne pola aktywności i stąd to wynika.
I jeżeli potraktować to poważnie, a ja traktuję to poważnie, i odpowiedzialnie, a traktuję to odpowiedzialnie, wówczas nie ma konfliktu między tymi różnymi polami działania.
Tym bardziej, że bardzo kategorycznie je separuję. Jeżeli uczę, to nie uczę tego co ja lubię, tylko wsłuchuję się w to co studenci przynoszą tu do pracowni. Kiedy prowadziłem Akumulatory, to galeria była istotna i artyści, którzy przyjeżdżali byli istotni. Wówczas wyciszam moje ego artystyczne.

A. H.
To nie jest takie proste...

J. K.

Ale konieczne i bezwzględne dla mnie. Inaczej była by to rozpisana na kilka pól, własna twórczość, a to nie jest własna twórczość.
Własna twórczość realizuje się u mnie w obszarze moich działań artystycznych. I wówczas jestem i arbitralny, i kategoryczny, i bezwzględny.
Ale tylko w tym obszarze.
Jako pedagog nie mogę być, ani kategoryczny, ani bezwzględny.
Muszę wsłuchiwać się w różne koncepcje sztuki różnych studentów.
Jako prowadzący galerię, czy kurator wystaw, wsłuchuję się w artystów i rzeczywiście są to bardzo odrębne i bardzo odseparowane od siebie pola aktywności.

A. H.
Wsłuchiwanie się jednak w studentów i innych artystów jest chyba równocześnie źródłem inspiracji, zatrzymania się przy nowych obszarach rzeczywistości?

J. K.
No, to są doświadczenia oczywiście, które rzutują na inną świadomość sztuki, czy nauczania, czy organizowania i prowadzenia wystaw.
Natomiast staram się tego wszystkiego nie mieszać i nie narzucać wartości artystycznych, swojego sposobu myślenia o sztuce ani studentom, ani artystom, z którymi współpracowałem.

A. H.
To raczej nietypowa postawa. Zazwyczaj "mistrzowie" wyciskają ( niemal dosłownie) swoje piętno na uczniach i współpracownikach.
Czasami nieświadomie, jak np. Nowosielski, którego studenci łapali jago styl  i określano ich malarstwo jako "nowosielskie"...
Większość jednak robi to zupełnie świadomie, stawia sobie za punkt honoru, aby ich styl pojawił się w pracach wychowanków.
Spędziłam w Twojej pracowni trzy lata, u Ciebie robiłam dyplom.
Ta pracownia dla nas była fenomenalnym zjawiskiem - swoboda twórczej wypowiedzi, myślenia, Twoja otwartość. Czasami trzeba było nauczyć się, że my możemy tu być pełnowartościowymi partnerami, poszukiwaczami...
Ale kiedy pojawiały się jakieś znamiona hochsztaplerstwa czy łatwizny, infantylizmu, to bywało gorąco.

J. K.
Na pewno nigdy nie starałem się być mistrzem. I ucząc nie jestem mistrzem.
Pracownia jest polem rozmów, dialogów, ale też i kłótni. Te kłótnie wynikają stąd, że w pracowni spotykam się niekiedy właśnie z hochsztaplerstwem i roztargnieniem wynikającym z tego, że uczelnia ma bardzo różnych pedagogów.
I niekoniecznie wartości, które funkcjonują w innych pracowniach, czy kryteria, które są ważne dla innych pracowni, aktualne są tutaj. Stąd zdarzają się i kłótnie, i krytyki, sytuacje, które rodzą konflikty.
Ale to jest zupełnie naturalne.
Jeżeli się zakłada, że uczenie nie polega na towarzyszeniu mistrzowi, ani na powoływaniu się na jakieś autorytety z historii, a polega na tym, że jest rozmowa, wymiana punktów widzenia, to jest też i pole dla ostrych dyskusji.

A. H.
Wydaje się to być wartością nie do przecenienia, tym bardziej, że - mam wrażenie - my jako społeczeństwo zaczęliśmy rozmawiać w sposób kategoryzująco - oceniający.
Słychać to w mediach, także ich obszarach kulturotwórczych. Fascynuje mnie powszechna forma formułowania myśli w stylu " Jest tak, że..." albo, " Nie jest tak, że...", co z punktu zamyka drogę jakiejkolwiek wymianie myśli.

J. K.
Te dyskusje muszą przede wszystkim mieć jakiś poziom.
Nie wolno dopuszczać do tego, żeby stawały się trywialne, żeby posługiwać się językiem wulgarnym. One muszą być prowadzone na jakimś poziomie intelektualnym.
Inaczej ginie sens takiego kontaktu i rozmowy.
Rozmowa musi prowadzić do pozytywnych wartości. Do jakiegoś konsensusu, który będzie opierał się na uszanowaniu.
Jeżeli ktoś jest prostacki, nie ma miejsca na szacunek.

A. H.
Czy na przestrzeni lat, zauważyłeś różnicę w poziomie właśnie, który reprezentują Twoi studenci, który być może wynika nie tyle z osobistej ignorancji, ale postępującej degradacji zarówno w dziedzinie edukacji jak i kultury?
Usłyszałam niedawno dość mocne określenie tego, co dzieje się na tym polu, że postępuje "bankructwo kultury europejskiej"...Trudno się chyba nie zgodzić?

J. K. 
Boję się wszelkich uogólnień i staram się nie generalizoawać.
Ponieważ zawsze zdarzają się indywidualności, które nie są produktem ogólnej sytuacji kulturowej.
Nie są prostą projekcją niekompetencji szkoły średniej, podstawowej, czy już nawet przedszkola.
Rodzaj degradowania osobowości indywidualnej dziecka, a potem coraz bardziej świadomego człowieka, zaczyna się chyba na poziomie przedszkolnym.
Szkoła w dalszym ciągu tresuje a nie uczy, ani nie budzi ciekawości świata.
Ten proces na pewno ulega jakiejś dewaluacji.
Ale jest to też wpływ całej sytuacji kulturowej mediów, które są infantylizowane, które są prostackie, dyskursów politycznych, które są żenujące i żałosne.
Wszystko to, co się wokół dzieje, sprzyja dewaluacji wartości.
Natomiast w każdym roczniku zdarzają się osoby, które są szczelnie zabezpieczone przed tego typu infekcją. I na szczęście trafiają do tej pracowni.
I prowadzimy rozmowy na takim samym poziomie, na jakim prowadziliśmy je dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu.

.....................................................................................................................................

Jest to pierwsza część naszej rozmowy. Kolejna pojawi się niebawem.

Zapraszam!

4/24/2013

SZTUKA - PRZESTRZEŃ DLA CIEBIE.JAROSŁAW KOZŁOWSKI...


Ko_ntakty / WIOSNA 2013


...SZARY MAG

"Myślałeś, (...), że mag to ktoś, kto potrafi czynić wszystko (...).
Tak myśleliśmy wszyscy. A prawda jest taka, że im bardziej rośnie prawdziwa moc człowieka, tym bardziej poszerza się droga, którą może kroczyć; aż wreszcie niczego już nie wybiera, lecz czyni tylko i wyłącznie to,
co MUSI CZYNIĆ..." *







prof. Jarosław  Kozłowski prof. zw. UAP
Urodzony w roku 1945 w Śremie, studiował malarstwo w PWSSP w Poznaniu (1963-1969). W latach 1981-1987 był rektorem PWSSP w Poznaniu. Profesor Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Był również profesorem; Statens Kunstakademie, Oslo, Rijksakademie van Beeldende Kunsten, Amsterdam, Academy Without Walls, Lusaka. Założył i prowadził galerię Akumulatory 2 w Poznaniu (1972–1990). Był kuratorem zbiorów i galerii Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Swoje prace prezentował na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w prestiżowych galeriach I muzeach na świecie. Brał udział w X Biennale de Paris (1977), VIII Biennale of Sydney (1990), Istanbul Biennale (1995), XXVII Bienal de Sao Paulo (2006). Był jednym z twórców sztuki pojęciowej, zajmuje się instalacją, rysunkiem, malarstwem, książką artystyczną oraz performance.

Znamy się miliony lat świetlnych, choć nasze kontakty nie należą do częstych.
Każde z nas podąża swoim własnym szlakiem, a spotkanie w przestrzeni pracowni poznańskiej ASP (Uniwersytetu Artystycznego), do której trafiłam wiele lat temu, jest jednym z najcenniejszych zapewne nie tylko dla mnie...
Nie tworzy dystansu pomiędzy studentami i sobą. Przestrzeń spotkań w pracowni  wypełniały poszukiwania, rozmowy, prezentacje.
Niezmiernie rzadko ocieraliśmy się o problemy osobiste. Osobista stawała się sztuka, pytania rodzące się po drodze. A jeśli już życie "prywatne" wyłaniało się zza czyichś ...pleców, to niemal wyłącznie wówczas, kiedy sfera ta stanowiła źródło lub integralną część prezentowanych prac, pomysłów, albo rodziła pytania o naturę rzeczy... Mieliśmy szansę doświadczania pełni w zderzeniu różnych wrażliwości, których nie wartościował, nie kategoryzował, ale stwarzał im atmosferę akceptacji i otwartości.

SZTUKA I OSOBA BYŁY I STANOWIĄ DO DZIŚ CENTRUM TYCH SPOTKAŃ. 
Jedynie, bezlitośnie ale i nie bez poczucia humoru obnażane były w pracowni postawy artystowskie i wszystkie przejawy hochsztaplerstwa twórczego.

Kategoryzacja czy prymitywne komentatorstwo spotykane w wielu innych pracowniach nie miało tu miejsca. Dzięki temu oddychało się i istniało w obrębie tego mikro środowiska w sposób, który umożliwiał wydobycie z każdego najlepszych wartości ...

Kilka prac Profesora Kozłowskiego prezentowanych w Polsce i na świecie:

Zjednoczony świat - wersja utopijna, 27th Bienal de Sao Paulo, Sao Paulo 2006 r





Cysterna czasu Centrum Sztuki Współczesnej Warszawa, 2006 r



      
Rhetorical Figures II ( "No News From..."), Art, Life & Confusion, The Museum of History, Belgrade 2006 r
                                                           
Po dwóch pierwszych postach, w których pojawiły się eseje dotykające rzeczywistości moich własnych penetracji związanych ze sztuką, 
chciałabym przedstawić kilka niezwykłych postaci 
ze świata WIELKIEJ SZTUKI, która nie musi onieśmielać nikogo, a szczególnie osób nie mających z nią do tej pory bliższego kontaktu.

Moim pierwszym bohaterem jest właśnie Profesor Jarek Kozłowski, dla mnie i wielu pokoleń artystów, którzy mieli szczęście studiować w Jego pracowni, wielki autorytet, wspaniały intelektualista sztuki, inicjator niezapomnianych zdarzeń, spotkań i działań twórczych.
W moim prywatnym albumie pamięci figuruje jako SZARY MAG.

W kolejnych odsłonach pojawi się wywiad z Profesorem, którego specjalnie na użytek tego bloga udzielił mi 9.kwietnia 2013 r.

Zapraszam na spotkanie !



*fragment książki U.K. Le Guin, "Czarnoksiężnik z Archipelagu"  

2/18/2013

Przypowieść o Wiośnie i Świętym Walentym

2/18/2013

Ko_mpozycja2/Piknik Wiosny czyli przejście do Raju/Zima-Wiosna
                 

       ( wszystko zaczyna się i kończy we właściwym miejscu i właściwym czasie )*

Podobno życie jest wędrówką. Podobno tworzenie ogrodów wynika z tęsknoty za Rajem. Podobno jesteśmy okruchami nieskończonej miłości...
Dlatego wychodząc z ogrodu - niesiesz swoje światło jak obietnicę Raju, a światło to jest okruchem nieskończonej miłości.
Kiedy je dostrzegę - wyruszę także i wszystko się rozpocznie.

Oto niebawem wróci WIOSNA, jak długo oczekiwany refren ronda w wielkim koncercie przemian.
WIOSNA, która ubiegła WENUS - główną bohaterkę jednego z bardziej zagadkowych obrazów Sandra Botticellego.
W tytule bowiem pominięte zostało imię bogini piękna na rzecz PRIMAVERY.
Smukła, błękitnooka i efemeryczna sięga po kwiaty. Rzuci nimi w trawę i jak co roku świat zalśni gwiazdami żółtych mniszków, ONA zbiegnie w doliny czasu 
 W gruncie rzeczy młodość, dzięki falom powrotów, "...jest wieczna jak trawa"**.

Podobno, Sandro Botticelli miał cięty język, był rozrzutny i unikał kobiet, choć w ich tajemnicach pluskał się z iście...kobiecą intuicją; subtelny narrator i interpretator zawiłych sytuacji.
Jego życie pełne głębokich przemian i wstrząsów (jak choćby zawód miłosny, czy radykalne zwrócenie się ku doktrynom głoszonym przez Sawonarolę).
Uwikłany w sploty zdarzeń i nastrojów renesansowej Florencji, przez swoją twórczość stał się katalizatorem uczuć...

*   W i o s n a  n a  i m i ę  m a  M i r a n d a.

      W środkowej Australii wznoszą się skały Ayer's Rock i Corroboree Rock.
Od niepamiętnych czasów otoczone są kultem. Według Aborygenów ucieleśniają duchowe i fizyczne moce Matki Ziemi.

To tam znajduje się Wisząca Skała, "Skała Wieków", o której w piosence śpiewała gromadka dziewcząt w Dzień Św. Walentego...


Ekranizacja książki, "Piknik pod Wiszącą Skałą" opowiada historię, która zdarzyła się 14 lutego 1900 roku, kiedy to dziewczęta z ekskluzywnej szkoły, wyruszają na piknik u jej podnóża.
W grupie znajduje się Miranda, zjawiskowej urody blondynka o zagadkowym spojrzeniu. Właśnie ona, uczestnicząc w tej wrzawie skrywa  przeczucie nieuchronności losu...
"Czeka milion lat właśnie na nas", mówi jedna z dziewcząt nie przeczuwając jak brzemienne w skutkach okażą się jej słowa.

Kiedy docierają do Wiszącej Skały i tam odpoczywają w jej niewinnym cieniu, jasnowłosą panienkę dostrzegają dwaj młodzieńcy.



Nie zapomną jej nigdy...


Pannom towarzyszą dwie nauczycielki. To jedna z nich obserwując oddalającą się Mirandę porównuje ją do anioła Sandra Botticellego. Ale to druga, o pragmatycznym umyśle i dużej powściągliwości podzieli los kilku uczennic.



W pewnym momencie cztery spośród nich oddalają się " na chwilę". Tylko jedna, zbyt leniwa a może przyziemna by ulec czarowi skały, wróciła przerażona...
Inna odnaleziona po wielu dniach przeżyła, jednak tego,co wydarzyło się tamtego dnia nie pamiętała. Poszukiwania niczego nie przyniosły, a
tajemnicy dramatu, nie rozwiązano nigdy. Ani też dziwnego splotu zdarzeń towarzyszących...

Historia pełna jest symboli: przytłaczający masyw skał ucieleśnia energię natury, czas, który "zatrzymał się" w samo południe szepcze o wieczności i płynącemu przez jej bezmiar człowiekowi.
Cień Św. Walentego, a nawet nazwisko właścicielki pensji -Appleyard- i jej zatracenie się aż po śmierć, nasuwają mit o utraconym Raju.
Reżyser filmu nie daje nam żadnej odpowiedzi. Snuje tylko delikatną sieć - wspólny mianownik między postacią Mirandy, magiczną aurą Wiszącej Skały, Św. Walentym, a twórczością Sandro Botticellego. Uchyla w ten sposób wrota czasu i wieczności...

S.Botticelli, Wiosna, fragment


Mirandzie, w której odkryto Wiosnę, towarzyszy obraz łabędzia będącego symbolem spełnienia i śmierci.







 

Botticelli natomiast wieki wcześniej, namalował ogromne dzieło pełne symboli, które wchodzą w dialog z tymi, które zawarto w "Pikniku..."
Dialog uzasadniony tym bardziej, że w 1550 roku, sam Vasari nazwał obraz "Alegorią Wiosny".


Na obrazie, Wenus obdarza świat nową czystością, a powściągliwość jej daje pierwszeństwo najwyższej formie piękna, miłości duchowej...

Gracje z jej orszaku tańczą, lecz jest to taniec oczekiwania, by podążyć za śliczną Wiosną o dźwięcznym imieniu...Miranda.


Już czas, czas na przejście do Raju. Merkury wznosi różdżkę, aby rozproszyć tajemną wiedzę obłoków w obawie, że będą tylko nie pożądanymi świadkami.

Oto wzlatuje miłość Ziemi, tętnią soki we wszystkich istotach. A wysoko, hen, otwierają się kluczami dzikich gęsi bramy niebiańskiej rozkoszy...

Niespokojny puls słychać czasem i dziś w skargach "My bloody Valentine - less love", czasem koją go krople dźwięków z Piątego Koncertu Beethovena,
towarzyszącego filmowej przypowieści o sekretach czasu. 



Ko_ncepcja i tekst: Ko_Maria


*   słowa filmowej bohaterki, Mirandy
** fragment "Dezyderaty"






Ko_mpozycja 1/ Ogród barbarzyńcy/ Zima

Na początku lat sześćdziesiątych opublikowany został zbiór esejów Zbigniewa Herberta pt. "Barbarzyńca w ogrodzie".
Każdy z rozdziałów dotyczy miejsc, we Włoszech lub Francji, gdzie pozostały ślady dawnych dążeń, wynikających z niemal organicznej potrzeby człowieka do TWORZENIA I PIĘKNA...

Dotykając geniuszu dawnej sztuki, podążając za myślą Herberta uzasadnienie możemy czuć się jak barbarzyńcy w ogrodach.

Ja jednak chcę nawiązać do tytułu, który spina zbiór. Potraktować go jako trampolinę, rodzaj odwróconej prowokacji.                    
Dziś rozglądając się wokół siebie trudno oprzeć się refleksji, że
błyskawiczny postęp, presja czasu, zaniedbania w edukacji kulturalnej ostatnich pokoleń w Polsce i brak dbałości o zachowywanie prostych zasad czystości natury w naszym kraju spowodowały, że teraz - mam wrażenie, wdarto się do ogrodów - już nie metaforycznie...

Otoczenie jest zdewastowanym ogrodem, sztuka, do której odbioru nie przygotowuje się młodych tak na serio staje się odległą galaktyką...
Degradacji ulega język, poziom kultury osobistej itd. Coraz bardziej powszechna ignorancja wobec wszechstronnej i rzetelnej wiedzy i mądrości, arogancja. Skutki tak powszechne, że potykamy się o nie na każdym kroku. To nie jest zło wieszczenie, a stwierdzenie oczywistego faktu.

"Instalacje" w przestrzeni natury jak krzywe zwierciadło pokazują kondycję wewnętrznych potrzeb (a więc i kondycję mentalną) anonimowych twórców brzydoty i dewastacji.
Paradoksalnie - sztuka współczesna nieprzystępna dla przeciętnego odbiorcy znajduje swe karykaturalne odbicie w galeriach lasów i pól, "ogrodów", które wobec działania barbarzyńców są bezbronne...

            Zapraszam wszystkich do "Ogrodu barbarzyńcy". Wstęp wolny.
"mozaika"- autor anonimowy
"instalacja przestrzenna z kanapą" - autor anonimowy


"próba asymilacji"- autor anonimowy
" ornament" - autor anonimowy



                                                  
"kontrapunkt 1" - autor anonimowy
"kontrapunkt 2" - autor anonimowy


"extra faktura" - autor anonimowy
                                                                                    

"kompozycja finezyjna", drewno i stal - autor anonimowy


"a capella" - autor anonimowy

"czerwony akcent" - autor anonimowy

"lumos"- autor anonimowy
                                                                             

"plan pierwszy" - autor anonimowy
                                                         
 "horyzont 1"- autor anonimowy



"produkt seryjny"- autor anonimowy

"timer - 500 years"- autor anonimowy

"akcent niebieski" - autor anonimowy


Ko_ncepcja, ko_mentarz, zdjęcia i tytuły:  Ko_Maria